Jerk

Właściciel restauracji nazywał się jakoś tak Jerk.

Serwujemy tu, Maria, owoce morza, powiedział. Lubisz owoce morza, Maria? Jadłaś kiedyś owoce morza? Macie w Polsce owoce morza? Tyle tych owoców, tego morza tyle, a wyszło, że wędzony łosoś, tuńczyk z puchy i zupa z rybną nutką. Ale napis wywalony, BISTRO SEA FOOD, dobra. Serwujemy też północnoirlandzkie śniadania, czyli śniadania brytyjskie, choć mogłabym za to dostać po gębie, kiełbasa w głębokim tłuszczu, w głębokim tłuszczu grzyby, jajko w oleju calutkie, boczek i chleb sodowy, miliard osiemset kalorii od bladego świtu. Wszystko, co tu serwujemy, Maria, jest przesadnie drogie i zupełnie niesmaczne, zależy nam głównie na tym, by zarobić na kliencie, co wejdzie i nigdy nie wróci, mamy w dupie jakość, Maria, sama się zresztą przekonasz.

Mówi do mnie raz, Maria, pokażę ci jak zrobić ciasta. A ciast serwował sto. Pierwsze ciasto, Maria, robimy tak, bierzemy 18 batonów Mars, lubisz te batony, Maria?, rozpuszczamy je w wielkiej misce razem z kilogramem mlecznej czekolady, wlewamy litr syropu niby klonowego i pół kilo dmuchanego ryżu o smaku toffi. Wylewamy na blachę, schładzamy i jest. Drugie ciasto, Maria, nazywa się fifty’s. Tak się śmiesznie nazywa, bo wszystkiego dajemy tu po 50. 50 ton cukru, 50 litrów skondensowanego mleka, 50 milionów różowych i białych pianek pociachanych nożycami, 50 kilo pokruszonych ciastek imbirowych, wszystko to mieszamy w rękach i zawijamy w papier, posypujemy wiórami kokosowymi, chłodzimy i o. Trzecie ciasto to głównie czekolada, cukier i lukier. Czwarte ciasto to cukier i masło. Wszystko mi pokazywał Jerk naraz. Ciasta, mięsa, przystawki. Mówi do mnie, będziesz u mnie szefem kuchni, a ja jeszcze wtedy myślę sobie, wow. Pierwszego dnia pracuję z Jamesem. James śpiewa wszystko, co leci w radiu, co jakiś czas przytyka sobie butelkę z mlekiem do krocza i w rytm popowych hitów kołysze się przód tył, rozlewając mleko po podłodze. Ma przy tym kupę śmiechu. Za chwilę przychodzą kelnerki, każda stara jak świat i każda na świat obrażona. James zapytuje je o seksualne doznania ostatniej nocy. Znowu śmiechu jest po pas. Po chwili dochodzi jeszcze dziewczyna ze zmywaka i okazuje się, że to już, pięć osób na krzyż, moje nowe koleżanki i koledzy. Dowiaduję się, że w tygodniu pracuje jeszcze Jason, który nie cieszy się jednak taką sympatią jaką cieszy się James, nie jest, zdaje się, tak zabawny i pomysłowy, ma za to skłonność do alkoholu. Jason, faktycznie skłonność ma i faktycznie nie cieszy się sympatią, gdyż wszystko co mówi, mówi pod nos, nie jestem w stanie zrozumieć najkrótszego słowa, pytam Jasona po sześć razy, on cierpliwie sześć razy odpowiada, ja ciągle nie wiem. Myślę więc, by konstruować pytania w taki sposób, aby Jason mógł krótkie tak czy nie. I Jason mówi tak czy nie, a ja ciągle nie wiem. Jason jest dla mnie bardzo miły i odwozi mnie po pracy do domu. Całą drogę opowiada coś, a ja przytakuję w przypadkowych miejscach, robię różne miny od zdziwienia po dumę i tak sobie jedziemy.

Restauracja Jerka to najgorsze miejsce na świecie. Jerk jest jej najgorszym elementem. Przychodzi i mówi, Maria zrób mi jakieś śniadanie, zaskocz mnie, Maria, i siada do stołu, całkiem gruby i zidiociały, szef szefów, król króli, gruba ryba. A ja nie chcę mu robić śniadania, bo muszę zrobić sto innych rzeczy, nikt mi nie pomaga, kelnerki są na mnie obrażone i obrażone są na miejsce, w którym przyszło im pracować już sześćdziesiąt lat, przychodzą do mnie i są z miejsca niemiłe, wszyscy są niemili poza Jamesem, który tryska mlekiem na podłogę. Jerk czeka na śniadanie, a ja jestem w tej kuchni sama, takim właśnie uczyniono mnie szefem, że szefuję sobie tylko, innym usługując. Jerk czasami wchodzi do kuchni i zmniejsza mi gaz pod jakimś garem, chociaż ja celowo tak mocno go mam, ja mam wszystko pod kontrolą, on mi wszystko rozburza. Kiedyś mówię mu, tu nie działa młynek do mielenia rzeczy, a Jerk patrzy na młynek pod każdym kątem i w głowę zachodzi, i nakłada na młynek pokrywkę i pokrywkę ściąga, a obok młynka leży maleńki magnesik, co się jakoś tu zawieruszył i Jerk jest przekonany, że to kluczowy jest młynka element i przytyka go raz do pokrywy, raz do kontaktu, a ja stoję i chce mi się płakać, że świat znowu dał mnie wpośród idiotów. Raz przychodzi i mówi, Maria, co nie wydajesz jedzenia nic, ludzie czekają, a ja mówię jacy ludzie, jakie jedzenie, ja tu nic nie wiem, i on patrzy na drukareczkę do drukowania paragonów, a drukareczka nie działa, Jerk cały staje się znakiem zapytania, bierze drukareczkę i czyści szmatką, a ona nie działa i nie działa, i Jerk już nie wie, co więcej zrobić może. A raz wchodzi i mówi, tyle ludzi, Maria, na restauracji, pomogę ci, i jajka robi w koszulkach, wyciąga je z wody, na brudną ścierkę kładzie do wycierania stołów, żeby obeschły kapkę, żeby się po talerzu nie lały, bo to nieładnie, Maria. Tą samą ścierką przeciera każdy talerz, jak jakaś plama, jakaś strużka sosu. Wszystko ma w głębokim oleju, ziemniak, kurczak, boczek, grzyb. A polskiej kuchni nie lubi, w Polsce był, w Krakowie, bo tłusta, pierogi to w ogóle fuj, ohyda, oj, Maria, Maria, ale wy tam jadacie w tej Polsce dziwnie, i dziwną macie tą kopalnię soli.

Mówi mi, codziennie musimy zupę robić, Maria, umiesz robić zupę? Najłatwiej jest zrobić ziemniaczano-porową, bierzesz ziemniaki i por, obierasz, trochę kroisz, ale możesz też takie byki wsadzić w garnek, nie myj, mycie zabiera czas, tymczasem błoto i zgnilizna wygotują się przecież, Maria, w wywarze, który robisz z bulionu, tu trzymamy bulion w tym wiadrze, normalnie ręką trochę nabierz i do garnka daj, później blenderem na krem zrób, my tu raczej nie gryziemy, po nas wszystko pięknie spływa.

Zrób stuffing, Maria, jak to nie wiesz, co to stuffing, nie macie w Polsce stuffingu? Bierzesz suchy chleb, taki sprzed miesięcy nawet, mielisz w młynku, dowalasz cebulę, co jechała godzinę na maśle w sąsiedztwie suszonej szałwii i zęba czosnku. Wyrabiasz w rękach i wkładasz do worków, farsz gotowy, na kanapkę jak znalazł, kanapka z chlebem. Mówię mu, ty zakuty łbie, ten chleb jest zielony od pleśni, a on na to, i co z tego?

Tu masz, Maria, strój kucharski ci przyniosłem, a ja mówię, to jest na mnie za duże, to jest ściągnięte z wielkoluda, a on, że to tymczasowe rozwiązaniem, Maria, chwila moment ci lepszy załatwię, strój mi zwisa do podłogi, kolana mam nad stopami, chce mi się płakać, ale przewiązuję się sznurem w pasie, wyglądam jak uboga osoba, co dostała rzeczy po otyłym bracie, a brat po otyłym tacie, on mi jeszcze mówi, ty to, Maria, pierz codziennie, masz być schludna i czysta, ciebie ludzie widzą, bo oczywiście kibel dzielę z klientem i czasami czekam na swoją kolej pośród pań na obcasach i w puszczonym loku, i czuję się najokropniej wtedy i chcę powiedzieć tym paniom, nie jedzcie tu, tu straszny syf, ścierki od podłogi latają po talerzach, ale nie mówię słowa i tylko patrzę się sobie w crocsy i myślę, dlaczego tu jestem, przecież jestem dobra. A później odchodzę stamtąd, i Jerk się cieszy, bo nie widział we mnie potencjału, nie lubił mnie, bo byłam naburmuszona jakaś, jakieś takie niewdzięczne są te dziewczyny z Polski.